Baba za kierownicą.
Jadę ulicą dwukierunkową. Po jednej stronie sznur zaparkowanych samochodów. Akurat tak się składa, że po przeciwnej niż ta, którą ja jadę. Jednak i tak zwolniłam, zobaczyłam że z naprzeciwka nic nie jechało, więc jadę powoli. Nagle na pełnej prędkości jedzie z przeciwka samochód. Oboje daliśmy po hamulcach, zatrzymaliśmy się kilkadziesiąt centymetrów od stłuczki. Ja w stresie, a gość z tego auta jedzie po mnie jak po burej suce: Ty głupia babo, nie widziałaś że jadę!? Myślę sobie: WTF, przecież to on powinien mi ustąpić pierwszeństwa. Próbuję coś powiedzieć, ale ten mnie zakrzykuje i to w co raz mniej wybrednych słowach. Z odsieczą przyszedł jakiś młody gość, który akurat spacerował z psem i widział sytuację. Kierowca-rajdowca spuścił z tonu dopiero jak tamten się za mną wstawił. Ale ja i tak zdążyłam usłyszeć, że najgorsze co może być to baba za kółkiem…
Babsko bez wyobraźni.
Znajoma prowadzi firmę. A właściwie współprowadzi, bo jej stary kumpel ze studiów jest jej wspólnikiem. Jest świetnie zorganizowana, trzyma wszystko w kupie – bo jej wspólnik to typ wizjonera. Ma świetne pomysły, ale ich realizacja to już osobna sprawa. Dlatego ona administruje, pilnuje terminów, robi kosztorysy, generalnie: trzyma rękę na pulsie. Naprawdę atrakcyjna kobieta i w dodatku niegłupia. Ostatnio byłam świadkiem jak jej się łzy w oczach zakręciły, bo usłyszała że jest nudna i przewidywalna, bo w kółko tylko o tabelkach i cyferkach gada. I że może by czasem wyobraźni użyła, coś szalonego zrobiła, miała jakiś pomysł na biznes – a nie tylko sprowadzała wszystko do złotówek i dat. I że wizjonerką to ona nie jest, no ale trudno się dziwić, bo w końcu babą jest. A baby to wyobraźni nie mają.
Baba do garów.
Koleżanka ma trójkę dzieci – wszystkie w wieku przedszkolnym. Wszystkie urocze, ale wszystkie urwisy: jeden w jeden. Czasem gdy ją odwiedzam patrzę z niedowierzaniem, jak potrafi przewidywać potencjalne katastrofy, ogarniać te żywe srebra i jeszcze o dom zadbać. Zawodowo musiała odpuścić, więc wiadomo że to jej mąż utrzymuje Rodzinę. Mąż nota bene całkiem spoko gość, pogadać z nim można, powygłupiać się. Ale jak kiedyś usłyszałam, co on do swojej Żony powiedział, to o mało z krzesła nie spadłam: żeby Bogu dziękowała, że na niego trafiła, bo on zarabia i dzięki temu ona ma takie życie jakie ma. Bo ona to się tylko do garów nadaje, przecież wiadomo. Bo ona po studiach ani jednego dnia nie przepracowała. I że nic nie umie, tylko prać i gotować. Serio….!?
Facetem jestem i to wystarczy.
I tak się zastanawiam, o co chodzi z tymi tekstami!? Czy Ci goście pogłupieli doszczętnie? Czy jak widzą Kobietę, to od raz wsadzają ją w szablon „głupiej baby” i traktują jak gatunek gorszy od samców!? Tacy wielcy gieroje, a prawdę mówiąc to bez Kobiet połowy sukcesów by nie osiągnęli i w połowie nawet nie byliby tak szczęśliwi jak są. Jest takie dosadne powiedzenie: mężczyźni są jak toalety: albo zajęci albo zas*ani. I dokładnie tak jest. Bo facet bez kobiety dziczeje, zaniedbuje się, testosteron mu wali na mózg, przestaje się rozwijać (a już na pewno emocjonalnie). I ja się pytam, kto im dał prawo do traktowania nas z góry!? Kto powiedział, że jesteśmy głupie, bezradne i nie mamy nigdy racji!? Jak mnie wkurzają takie szowinistyczne zapędy, to Wam mówię! Każdego takiego gieroja od razu bym zaprosiła na mój trening. Niech pokaże co potrafi. Bo krytykować i się wywyższać to jest bardzo łatwo. A jakoś jak przychodzi do konkretów, to już rura co poniektórym mięknie. I okazuje się, że ze sobą niewiele robią, o samorozwój niespecjalnie dbają, o innych dbają jeszcze mniej – ale mniemańsko to taki o sobie ma, że ho-ho! Tak jakby sam fakt, że istnieje i że jest facetem wystarczał za wszystko.
Płeć mózgu.
I żeby była jasność: nie jestem wojującą feministką. Nie twierdzę, że mężczyźni i kobiety powinni robić to samo. Nie. Faceci mają pewne naturalne predyspozycje, a kobiety – inne. Nam jest łatwiej ogarniać kilka spraw na raz, bardziej czuć niż analizować, włączyć intuicję zamiast racjonalności. Tak jest – bo nasze mózgi również mają swoją płeć. Tylko jedna uwaga: to że jesteśmy RÓŻNI nie znaczy, że jesteśmy LEPSI lub GORSI. Jesteśmy inni i ta inność jest piękna, może być wzbogacająca nas nawzajem i może być codziennym odkrywaniem drugiej osoby. Nie bójmy się tych różnic, a już na pewno nie sprowadzajmy ich do inwektyw i obraźliwych tonów w stylu „głupiej baby”. To zupełnie nie ma sensu.